Witamy wszystkie Panie, całujemy rączki spracowane w kuchni i podczas wycierania dziecięcych zadków. W dzisiejszym odcinku programu „Qchnia polska” pokażemy kuchnię sądową, a dokładniej zajmiemy się tradycyjną polską recepturą na to, jak urządzić kobietę, yyyy, to się wytnie, oczywiście chodziło nam o to, jak przyrządzić kobiecie tradycyjną polską potrawę. Nazywa się ona „Chujnia z grzybnią” i serwowano ją nam, naszym matkom, babkom, prababkom, a także ich przodkiniom. Polki żywią się głównie chujnią z grzybnią i żyją (albo nie – wiadomo, grzyb może być trujący, chuj też, no ale co tam, tradycja to tradycja). Jako że kim my, drogie Panie jesteśmy, żeby kwestionować tradycję, proponuję przejść szybciutko do przepisu, bo zaraz wejdą reklamy i będziemy przez pół godziny pokazywać środki na erekcję dla mężczyzn, bez recepty (a jakże).
Pierwszy etap to gotowanie żaby – tak, tak, drogie Panie, sięgamy do kuchni francuskiej (tradycja z nutką dekadencji i patriotyczne nawiązanie do hymnu). Bierzemy sobie żabkę i wkładamy do garczka, do wody chłodnej, żeby żabka się nie spłoszyła. Serwujemy jej kłamstwa, przemoc zapakowaną w pozłotkę, kwiatki na przeprosiny, choroby weneryczne i niższe wypłaty, ale pomału, drogie Panie, bo wyskoczy, a ma się ugotować. Zwiększamy temperaturę doznań stopniowo. Np. sędzia mówi: niech się Pani uśmiechnie, bo nie ma Pani dziecka z gwałtu. Albo mówi: Pani się powinna cieszyć, że po tym wszystkim, co Pani zgotowała, pan to dziecko w ogóle chce. Lub: kopanie i drapanie to nie bicie, bo tylko bicie to bicie. A przecież pan przyniósł kwiaty.
Dobrze, jeśli kobieta, tj. żabka, jest wcześniej lekko zmacerowana, trochę obita pięściami (lub nogami), trochę nożem, trochę patelnią, nieco stosunkiem policji i sądów do tego, co ją spotyka. Kiedy widzimy ranki i zadrapania, należy z nich skorzystać i bardzo hojnie te miejsca posolić. Sól najlepiej weźmy z Wieliczki, bo Małopolska jest ostoją tradycji a duch nastoletniej królowej Jadwigi lubi to.
Jeśli podczas gotowania zaparują nam w kuchni okna, to nie otwieramy, nie chcemy przecież, żeby sąsiedzi wiedzieli. Jedenaste przykazanie: nie mów nikomu, co się dzieje w domu. Dym jest ok. Uwędzi, doda patyny. Tę część gotowania nazywamy gaslighting. Podczas gotowania możemy podśpiewywać „sama chciałaś, sama chciałaś, ty go sprowokowałaś” albo przywołać słowa najlepszej przyjaciółki „to wszystko dlatego, że chciałaś mieć dziecko”, względnie „zwariował przez ciebie”.
I voila! Żabka ugotowana w słonej wodzie swoich łez, opalona w ogniu ocen innych ludzi, która zrozumiała, że nie ma żadnej przemocy w rodzinie, jest tylko konflikt, może trafić na talerz. Przed posiłkiem trzeba się obligatoryjnie pomodlić. No i najważniejsze: chujnia z grzybnią nie będzie Wam smakować. Ale drogie Panie, do kurwy żaby, nie jesteśmy tu dla przyjemności, dlatego jemy, am, am i podajemy naszym dzieciom, zwłaszcza córkom. Czeka nas po tym wielka niestrawność, ale co tam. Tradycja to tradycja.
Sąd zadba o to, aby receptura była strzeżona i przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wyśle Panie na terapię, aby się utrwaliło, a także dowali Paniom kuratorkę z ugruntowanym zestawem cnót kuchennych. Jeśli przez przypadek da kuratorkę miłą i uważającą, że można jeść na mieście, to taką feministkę zabierze po dwóch spotkaniach i da taką, która kobiecie powie „jeśli nie ma Pani nic miłego do powiedzenia na temat swojej sytuacji, to proszę nic nie mówić”. Smacznego.