Kolejnej szansy już czas

Czyli kartka świąteczna od matki-alienatorki

Generated with AI

Lejtmotywem moich rozmów z koleżankami, które również przeżyły przemocowe relacje jest tzw. ucieczka do przodu. Najczęściej jest to jakiś duży krok, gest, wydatek, na który byśmy się nie poważyły w innej sytuacji. Ale kiedy robi się źle, czasem chcemy sobie pokazać (i całemu otoczeniu), że jest dobrze. Jednym z bardziej popularnych patentów na ucieczkę do przodu jest zakup mieszkania. Najlepiej na kredyt, bo to dodatkowa motywacja (czyt. pętla na szyję). Ręka do góry, która uwierzyła lub sama zapodała bajeczkę, że jak będziemy „na swoim”, to niuniuś bardziej się zaangażuje, poczuje się odpowiedzialny i przestanie mu odpierdalać (sorry not sorry). Ja zrobiłam jedno i drugie. Mniejsze ucieczki naprzód to np. luksusowe wakacje lub święta jak z bajki.

Boże narodzenie jako szczytowy wytwór kapitalizmu, wywiera na nas presję, żeby było super-duper i zajebiście. Na bogato. Odpala też jakże zrozumiałą z emocjonalnego punktu widzenia potrzebę, by pokazać naszym bliskim, że u nas jest dobrze. Czasem jest to konkurs z kuzynką, która pierwsza do ołtarza, a czasem zwykła chęć uspokojenia i uszczęśliwienia najbliższych. Ja cierpiałam na tę drugą. A przecież święta, poza nakręcaniem koniunktury, pełnią też funkcję pojednawczą. Święta to czas wybaczania i zrozumienia. Gorzej, że – jeśli żyjemy pod jednym zakredytowanym dachem z oprawcą – to wybaczenia i zrozumienia chcemy my, nie on. To nam zależy, żeby jemu zależało, żeby się poprawić. Wpadamy tu w banalny, ale katastrofalny w skutkach, błąd poznawczy. Chcemy przy okazji świąt uzdrowić relacje i naprawić wizerunek. Robimy ze świąt próbę ekspiacji przemocowca, której on wcale nie chce. On chce pokazówki. Teatru, w którym on jest głównym aktorem. Chce pokazać, że jest dobry i wyrozumiały. Często w zaciszu domowym odpala im się wtedy tryb „poznęcam się nad moją kobietą, która i tak jest pod presją (bo święta to też czas harówki, głównie kobiet), będzie fun”. Natomiast przy choince w świetle reflektorów i spojrzeń krewnych, jest tryb „zięć marzeń”. Najlepiej, żeby wszyscy się dziwili, czemu ona taka ofochana, skoro ma takiego mężczyznę u boku. Mój ex uwielbiał pisać w okresie świątecznym maile do mojej rodziny i przyjaciół. „Drogi XYZ, między mną a matką-alienatorką jest już znacznie lepiej. Droga ABC, to, że matka-alienatorka dzwoniła do Ciebie w maju po pomoc prawną i nocowała u Ciebie, wypływało li i jedynie z jej przewrażliwienia. Wiesz, jaka ona jest …”. Gaslighting, który jeszcze lepiej wypada w świątecznym okresie światełek, kolęd i przejedzenia. Na naszą, jak się miało wkrótce okazać ostatnią, wigilię mój ex celowo i świadomie nie kupił mi prezentu. Po co inwestować w przekonywanie przekonanych? Kupił zaś prezenty dla wszystkich moich bliskich, oczywiście odpowiednio drogie. To dla nich był ten teatr. Paradoksalnie, ten brak prezentu był najlepszym prezentem, jaki mógł mi zrobić. Pokazał mi ostatecznie, ile dla niego znaczę. ZERO. W każdym sensie: emocjonalnym i rynkowym. Byłam funkcją, której nie trzeba było zaspokajać, bo mieliśmy już dziecko, więc uznał, że z dzieckiem go nie zostawię. Tu się bardzo pomylił. Ale nie o tym jest ten tekst.

Jak już powiedziałam, święta to taka kolejna szansa. Tylko na co? – zapytajmy się. Bo jeśli, Droga Kobieto cierpiąca przemoc, ma być jakaś ucieczka do przodu, to nie z nim, ale od niego. Ta szansa ma być dla Ciebie. Nawet, jeśli zrozumiemy naszych oprawców (narcyz robi tak, a psychopata tak, a dupek tak, a borderline tak), to po pierwsze zrobimy im tym dobrze, a po drugie nic ponad akademicką dysputę nie uzyskamy. Jedyna diagnoza pro-life (kradnę to określenie mojemu przyjacielowi, za którym przesuwam je z terytorium ciążowo-aborcyjnego do postaw wspierających nasze funkcjonowanie w świecie), jest wyrażona w słowach „zapraszam spierdalać” i rozpocząć proces zdrowienia. Lizanie własnych ran to nie wstyd i na pewno jest ważniejsze niż „naprawianie” przemocowca. Święta jako triumf kapitalizmu mamią nas obrazkami. A z przemocowcem wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach (kiedy siniaki zakryjesz pudrem a poranioną psychę wesprzesz jakimś proszkiem).

I pamiętajcie, nie jesteście same. Jeśli Wasze rodziny znad makowca i kieliszka odmówią Wam pomocy, to zawsze są organizacje, do których możecie się zwrócić. Energię, która Wam pozostała, podarujcie pod choinkę samym sobie.

Matka-alienatorka ściska Was świątecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *