Ile trzylatek może zjeść? – pyta sędzia nr 3 (która na innych rozprawach lubi powtarzać „sądu to nie obchodzi” i to właśnie jej zawdzięczamy tytuł tego bloga, ale na wszelki wypadek jej o tym nie poinformuję ;p) tonem znudzonego kelnera z dowcipu z brodą. Klient mówi, że w jego zupie jest mucha, a kelner odpowiada, żeby dał spokój, no bo ile taka mucha może zjeść. No ile? Po stronie matki leży wykazanie, ile. Ile zje, ile wypije, ile wysika, jak często trzeba prać, ile wody na to idzie, paliwa na dojazd, prądu w żarówce. Mama musi też pokazać PIT i wyspowiadać się z dochodów reszty rodziny, a jak mama ma przykładowo męża, który dobrze zarabia, to się mama dowie, że skoro mąż tak dobrze zarabia, to po co mama chce takie alimenty, no po co. Co ciekawe, sąd potrafi orzec wysokość alimentów nawet bez zobaczenia PITu ojca dziecka. Nie wiem, jak Was, ale mnie by zaniepokoiło, gdyby zamiast PITu podsądny przyniósł na salę swojego kolegę z pracy, przy okazji wyższego stopniem, który na papierze firmowym łaskawie poświadcza, ile pan zarabia i że jest to niewiele. Całkiem przypadkiem pani wie również, że kwota ta jest zaniżona. A najgorzej dla dziecka jest wtedy, gdy jego mama też dobrze zarabia. Wtedy należy ukarać dziecko niskimi alimentami. Ale przede wszystkim trzeba nie obciążać i nie stresować pana. Do pana trzeba się uśmiechnąć. W końcu dziecko nie jest z gwałtu. W polskim sądzie bez mrugnięcia okiem przechodzą „argumenty” alimenciarzy, że taniej by było, gdyby dziecko nie jadło już po 17 i tym samym ostatni posiłek miało w przedszkolu (w końcu zapłacone, niech się nażre, musi starczyć do rana). I nikt się nie krzywi, gdy argument ten pana z ust pana zarabiającego nawet kilkanaście tysięcy, ubranego w markowe ciuchy (dziecko natomiast ma jego zdaniem chodzić w używanych, po znajomych, aby nie kupować). Ten sam pan może pozwać panią o grzywnę, bo pani „nie dopuszcza go do dziecka” (i wtedy już są się tak nie szczypie z kwotą; grzywna ma być dotkliwa, alimenty nie). Ale jak pani ma „dopuszczać”, jeśli pan lubi się bić, grzebać jej w szufladach, chuchać w kark, filmować i obrażać? Wróćmy jednak do alimentów. Nikogo nie oburza ukrywanie dochodów. Dobry oscylator, umowy na słupa i przepuszczanie kwot przez konta kolegów to duma alimenciarza. Ale nie daj Boże, pani ułoży sobie życie i wejdzie w nowy związek. Niedobrze. A to dziwka. Niewierna. Zawsze jej źle z oczu patrzyło, poleciała na kasę. Jak pani śmie mieć „nowego męża” (nawet jeśli to pierwszy mąż pani) i dziecko? Panu jednak nigdy nie przeszkadzało, że ojczym utrzymuje dziecko. Na marginesie pan alimenciarz też ma dziecko, ale na wszelki wypadek go nie pokazuje #tojestnormalne. Na kontakt ze „starym dzieckiem” przychodzi zawsze z obstawą (choć postanowienie sądu na to nie zezwala), z tatą, kolegami, siostrą. Wystaje z nimi pod kamienicą, robią dokumentację video, straszą, wyśmiewają, chodzą za panią do fryzjera czy za jej mężem do optyka. Wreszcie z patrolem policji. Po 58 interwencjach byłam nieco zmęczona, zwłaszcza, że za każdym razem stwierdzano, że dziecko jest niezagrożone i w doskonałej formie. Pan natomiast w ten sposób wytworzył sobie dokumentację do sprawy o nakazanie zapłaty za niewydawanie dziecka na kontakt i tym sposobem alimenty mogą się zwrócić. Innym ciekawym sposobem kompensowania sobie alimentów jest coś takiego. Wyobraźmy sobie, że pani zmęczona wyżej opisanym stanem rzeczy, z objawami PTSD wyjeżdża na drugi koniec Polski. Sąd zasądza jej koszty dojazdu pana a pan zawyża je tak, że zamiast 100 zł za PKP pani zwraca mu ponad 1000 miesięcznie (przy alimentach mniejszych niż 1,5 tys. zł). Pan, jak ma fantazję, to przyjedzie do dziecka nawet furą z wypożyczalni. Szkoda tylko, że dziecko nie chce go widzieć i przyjeżdża na próżno. Oh wait, można zawsze panią pozwać o grzywnę i jeszcze się zarobi 1000 zł od sztuki. Jest jeszcze taki patent: alimenty można płacić w ratach bez podania powodu. Trik jest taki, żeby pani w ciągu miesiąca otrzymała pełną kwotę, ale sączyć ją trzeba tak, by nigdy nie dysponowała sumą większą niż 400 zł naraz. Wtedy jest fun. I pani może skarżyć, ale sąd nic panu nie zrobi.
Widzicie zatem drogie panie i dzieci, że alimenty to jednak prezenty.